karlin karlin
824
BLOG

Kozietulski - Hamlet 3:2

karlin karlin Sport Obserwuj notkę 4

Dopóki sił starczyło Grosickiemu, istniał i był groźny nasz atak. A Grosickiemu sił na normalną grę starcza mniej więcej na pół godziny. Potem został już tylko Lewandowski, jak ten kogut w stadku coraz bardziej samoczących się, bez składu i ładu, zwłaszcza od stanu 3:0 dla nas, kurczaków.

Milika (na jego szczęście?) wyeliminowała kontuzja. Linetty podawał prawie wyłącznie do Duńczyków, aż, zapewne zawstydzony, zniknął z gry. Zielińskiego, tak w ataku, jak w obronie, po raz kolejny nie zauważyłem. Niecelne podania się nie liczą. Krychowiak dalej ćwiczył chyba jeden z większych dołów w swojej karierze.

No i do głosu doszła nasza obrona. To co wzięli na siebie w poprzednim meczu Rybus z Kapustką, tym razem dumnie ponieśli na swoich barkach (oraz głowie) Glik i Cionek. Co prawda, to Piszczek nie zdążył wyprzedzić Duńczyka, ale za którymś razem jego łatanie dziur po Cionku i Zielińskim musiało się tak skończyć.

I okazało się, że Kozietulski w połowie wąwozu wdrapał się na ścianę i uciekł, zaś Szekspir cwaniaczył, bo Hamlet to wyjątkowo stateczny i dobrze zorganizowany jegomość. Jednak szczęście (i Duch Króla) były tym razem po naszej stronie.

Ale to wspaniały lob główką Glika nad własnym bramkarzem ma szanse przenieść ten mecz do historii.

karlin
O mnie karlin

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport