Nareszcie. Po prawie 6 latach pojawia się szansa, że oprócz bijących po twarzy i oczach kłamstw, arogancji, chamstwa i lekceważenia nie tylko norm prawnych oraz naukowych, ale i zwykłej logiki, ze strony władz państwowych, dowiemy się wreszcie czegoś więcej.
I to przy pełnym dostępie do będących w dyspozycji państwa dowodów oraz procedur wyjaśniania takich spraw.
Żeby nie doprowadzać do zawału u aktualnego lokatora Białego Domu, można zacząć od badania tego, co się zdarzyło w Polsce, a pracy wystarczy na długie miesiące i skrzynki czy wrak, a właściwie wrak wraku, nie są tu do niczego potrzebne.
Z całą pewnością niektóre badania zostaną powtórzone, niektóre - również z udziałem zagranicznych ekspertów - wreszcie przeprowadzone. Pewne pytania, pewnym ludziom, i to pod rygorem odpowiedzialności karnej, wreszcie zadane.
I, jak się wszyscy zapewne przekonamy, niekoniecznie trotyl czy nagrania audio staną się najważniejszymi odkryciami tego, nowego postępowania.
Mam przy tym nadzieję, że ewentualne zniszczenie lub "zgubienie" dowodów, za czasów poprzedniej władzy, będzie skutkowało postępowaniem dyscyplinarnym i karnym, a następnie degradacjami do stopnia szeregowego, więzieniem oraz relegacjami z publicznych uczelni.
W tym ostatnim wypadku, także udowodnienie ewidentnego naruszenia elementarnych zasad naukowej rzetelności. Choćby sprowadzało się to do podpisu pod, widocznymi już dla studenta pierwszego roku, bełkotem i kłamstwami.
Pracami komisji pokieruje Wacław Berczyński, a jej pełny sklad poznamy jutro.
Zegar odmierzający czas do poznania prawdy o Smoleńsku wreszcie ruszył.
