karlin karlin
6422
BLOG

Chiny - czy Polska pójdzie na Wschód?

karlin karlin Polityka Obserwuj notkę 64

Jestem głęboko przekonany, że żaden z pierwszych, znaczących gestów politycznych, jakie wykonała Polska po zmianie władzy, nie wywołał większej furii Niemiec. Oczywiście furii, która w żaden sposób nie przedostanie się z kręgów decyzyjnych do publicznego obiegu. Ale furii z pewnością nieporównywalnej z rytualnymi groźbami i pokrzykiwaniami na wypowiedzi Polaczków na przykład na temat uchodźców.

Wizyta Prezydenta Dudy w Chinach, skladane tam przez niego deklaracje, oświadczenie Orbana o wiodącej w tym względzie roli Polski wśród krajów Europy Wschodniej, no a przede wszystkim świadomość, że Prezydent reprezentuje stanowisko rządu oraz parlamentarnej większości, musiały zmrozić rozbestwioną ostatnim ćwierćwieczem, dysponentkę potulnego Donka i jego czeredy.

Zastanawiam się w związku z tym, czy jeśli nie uda się spuścić w toalecie Rzeplińskiego z ferajną, jednym z naczelnych zadań, jakie ta stróżówka postkomuny na służbie Niemiec dostanie, tak jak rozmaite gremia w Brukseli, nie będzie przypadkiem uwalanie wszystkich, większych i długookresowych porozumień ekonomicznych Polski z Chinami z uwagi, na przykład, na nieprzestrzeganie praw człowieka w tym kraju.

Podjęte przez nasz kraj starania oznaczają bowiem w pierwszym rzędzie próbę długookresowego wywikłania się z niemieckiej, zamordystycznej kurateli ekonomicznej, hodującej sobie Polskę na rynek zbytu, usług i najmniej skomplikowanego podwykonawstwa. W dalszej perspektywie oznaczają także, biorąc pod uwagę cały region wchodnioeuropejski, możliwość budowy realnej, istotnej alternatywy ekonomicznej dla Unii Europejskiej Narodu Niemieckiego. A mam takie wrażenie, że o tym, co to oznacza dla prób trzymania wszystkich krajów, sypiącej się na naszych oczach Unii, w eurobiurokratycznych i realizujących niemiecki interes ryzach, większe pojęcie mają w Berlinie, niż w niektórych kręgach politycznych - nie tylko opozycyjnych - w Warszawie.

Bo temu, że "nie zauważą tego" dziennikarze niemieckich mediów języka polskiego, nie ma co się dziwić. Ale nieświadomość tego, co się zaczyna dziać z udziałem Polski w sferze wielkiej, podkreślam wielkiej geopolityki, wśród "naszych" mediów czy "ekspertów" może niepokoić.

Ja już straciłem nadzieję, że np. dziennikarze TV Republika (to do Pana, Panie Tomaszu), zapraszający do studia jednego z najwybitniejszych, współczesnych polityków w Europie, którzy zamęczają go pytaniami na poziomie, jaki mógłby im obsłużyć pośledniejszy poseł prawnik z PIS, albo każą mu się tłumaczyć z paranoidalnych lub głupkowatych zarzutów PO, kiedyś oprzytomnieją.

Najpierw musieliby bowiem zrozumieć, z kim rozmawiają, a dla wielu z nich to chyba wciąż jest ten biedny, kiepsko ubrany Jarek, co go tak męczą ci wyrafinowani cwaniacy z Czerskiej. Potem uświadomić sobie co to takiego ta geopolityka, i się nieco poduczyć. Na koniec zrozumieć różnicę roli, jaką w geopolityce odgrywają politycy, a jaką eksperci. A jest ona ogromna, bowiem ci pierwsi próbują ją zmieniać i kształtować, a ci drudzy ją opisują.

No i przechodzimy do grupy kto wie, czy nie jeszcze szkodliwszej od "naszych" dziennikarzy, a manowicie do "naszych" ekspertów. To są ludzie, którzy, czasem mimo tytułów profesorskich, roszczą sobie bardzo często pretensje do doradzania i komentowania czegoś, o czym nie mają pojęcia. Dla których przyszłość to, tak "po naukowemu", najczęściej, bo najprościej, zwykła ekstrapolacja tego, co już jest i co znają. Dla których próby zmian procesów, jakie poznali i procedur, które w dziedzinie nauk społecznych wywiedli, to "zbrodnia niesłychana". Mówiąc wprost, ludzie, którzy nie tylko Leonidasa z jego trzema setkami odesłaliby prewencyjnie do domu wariatów.

Z pewnością nie wszyscy, ale wielu z nich, jak niestety olbrzymia część wychowanej w PRL, polskiej inteligencji, po prostu lęka się myśli i działań śmielszych od protestu i walki z ewidentnym złem. A do prawdziwego zwycięstwa nad złem, polegającego przynajmniej na likwidacji jego dominacji, to nie wystarczy. Trzeba jeszcze coś solidnego, jak skała, w sferze materii, myśli i polityki, także geopolityki, zbudować. Bez ryzyka, bez koncepcji śmiało łamiących utarte schematy i nawyki myślowe, tego się zrobić nie da.

Choć przez lata trochę się obawiałem, że Jarosław Kaczyński ze swoją, czasami chyba zbytnią estymą dla polskiego środowiska naukowego, może wdać się w przesadną "profesoryzację" swojej polityki, sądzę, że to jest już przeszłość. Natomiast czas najwyższy, aby polskie środowisko naukowe zaczęło wreszcie go doganiać, czyli budować programy, teorie i hipotezy, które nie tylko będą opisywać, ale także proponować metody zmiany. Szersze i bardziej pogłębione, niż np. program polityczny partii.

Bo to, że ekspert pracujący dla polityka ma mu doradzać, jak można koncepcje tego polityka zrealizować, a nie na przyklad łazić po mediach i te koncepcje, publicznie oceniać oraz ględzić, że właściwie nic się nie da, to - mam nadzieję - jeśli jeszcze nie jest, wkrótce stanie się jasne. Ale chodzi również o to, żeby o pomysłach na wielką politykę, krajową i zagraniczną, Polak nie musiał czytywać u zagranicznych autorów, z których większość ma Polskę w dupie, czy w mało aktualnych pismach historycznych, nie mówiąc już o bredniach wynajętych przez Niemców, młodocianych "rewizjonistów" historycznych.   

Wróćmy jednak do drogi na Wschód, bo choć niezwykle ważna, z pewnością nie będzie łatwa, i to nie tylko z uwagi na opór tych, którym - jak już wspomniałem - może zaszkodzić. Najważniejsze chyba jest uświadomienie sobie, co ten Wschód będzie oznaczał. Chiny właściwie nigdy, poza incydentami granicznymi sprzed wielu, wielu lat, nie prowadziły swojej polityki z otwartym naruszeniem polityki rosyjskiej. Zazwyczaj występując razem z Rosją przeciwko Zachodowi, którego częścią jest teraz Polska.

Wystarczy przypomnieć sobie mocno ambiwalentne, ale raczej nie zdecydowanie antyrosyjskie stanowisko Chin w sprawie Ukrainy. Wystarczy także rzut oka na kolejowe trasy Nowego Jedwabnego Szlaku, z których wszystkie, przechodzące przez Polskę, przechodzą także - przynajmniej w ich dotychczasowej wersji - przez Moskwę. Należy więc mieć świadomość, że o ile przesunięcie na Wschód może nam dać szansę na większą, ekonomiczną i polityczną niezależność wobec Niemiec, to w wypadku Rosji o tyle, o ile każde wzmocnienie gospodarki zwiększa podmiotowość i suwerenność kraju, którego dotyczy. 

Czy Chiny zdecydują się na przyklad na wyłączenie Rosji z Jedwabnego Szlaku, a włączenie do niego Polski (bo projekty tras, omijających Rosję, ale także i Polskę już istnieją)? Czy uda się nam obronić projekt geopolityczny przede wszystkim przed niemiecką, finansową kontrą? A Chińczycy prezenty, zwłaszcza idące w miliardy, bardzo lubią. Czy geopolityka i ekonomiczny interes zmuszą wreszcie Rosję do wybudzenia się z imperialnego amoku? Bo jeśli tak, to możemy się doczekać takiego odwrócenia sojuszy, jakiego tylko debil nie dopuszcza, ale tylko geniusz będzie w stanie się podjąć.

Tak czy inaczej, być może zaczyna się gra, jakiej Polska nie prowadziła od setek lat. A jeśli ludzie, którzy wkroczą na pole minowe światowych interesów Chin, Niemiec, Rosji i USA (nie zapominajmy, że era niedorozwiniętego bambusa może tam się wreszcie skończyć), pole gdzie oprócz min są także ogromne frukta do wygrania, wyjdą z tego, tak jak Polska, nie tylko cało, ale i z wygraną dla Polski, będzie się o nich pisać w podręcznikach.

A my im kibicujmy i wspierajmy. Nawet gdy będą musieli wyaresztować tę czy inną, pozostającą na obcym żołdzie, a próbującą nam wszystkim przegryźć gardło, hołotę.

karlin
O mnie karlin

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka