Nasze, ukochane sondażownie, zamiast zająć się czymś pożytecznym, na przykład kopaniem rowów, lub opieką nad dziećmi pracujących, choćby przy kopaniu rowów, homoseksualnych rodziców, bo o sensownych sondażach na sensowne tematy nie śmiem nawet wspominać, postanowiły po raz kolejny - chyba - dogrzmocić Kaczyńskiemu. Pytając lud ankietowy, lub swoje, ulubione lustereczka, kto byłby im milszy jako premier - Beata Szydło czy Jarosław Kaczyński?
No i okazało się - co za zaskoczenie - że 58% woli Beatę Szydło. Wśród zwolenników Zjednoczonej Prawicy ten odsetek wynosi 75%, między zwolennikami Kukiza - 76%, a pośród zdeklarowanych Platformersów - 60%.
Chętniej widzących na tym miejscu Jarosława jest w tych grupach odpowiednio - 10, 11 i 18%.
Napisałem "postanowiły dogrzmocić", bo wedle tych ankiet najmniej zwolenników ma Jarosław w swojej partii, a najwięcej w PO. No i ma z nich wynikać niezbicie, że po tym, jak Beata Szydło już wkrótce go przyćmi, a potem zdelegalizuje, jedynym gronem, jakie Kaczyńskiego - być może - przygarnie, będą sieroty po PO.
Biorąc pod uwagę, że to sam Kaczyński wysunął kandydaturę Szydło na premiera, można by stwierdzić - jakie piękne samobójstwo.
I tylko, niejako w imieniu zwolenników PO, jedna rzecz mnie niepokoi, a na pewno powinna zaniepokoić szefostwo Platformy.
Czy te 60% elektoratu partii milościwie nam - jeszcze - panującej, ma zamiar także wesprzeć Beatę Szydło w wyborach? Aby ostatecznie zagrodzić, własnymi glosami, drogę na szczyt władzy Najbardziej Znienawidzonemu?