Czyżby zaraz po tym, jak runął im na głowy żyrandol, do ich szlachetnych czerepów zaczął się zbliżać sufit?
Najpierw ten list gratulacyjny Merkel o "niezmierzonych niemieckich zbrodniach", a zaraz potem infomacja, że niemiecka prokuratura wszczęła procedurę sprawdzającą, czy w Smoleńsku nie doszło do zamachu. A wszystko, oficjalnie, na skutek rewelacji Rotha sprzed paru miesięcy o tajemniczej notatce fukcjonariusza BND.
Prokuratura niemiecka rozpoczęła procedurę tzw. Beobachtungsvorgang. To nieznane w prawie polskim działanie polega na wszczęciu wstępnego dochodzenia. Procedurę tę ostatnio niemieckie organa śledcze zastosowały w sprawie afery podsłuchowej, gdy uciekinier z NSA (amerykańska Agencja Bezpieczeństwa Narodowego) Edward Snowden wyjawił, że na podsłuchu był m.in. telefon kanclerz Angeli Merkel.
Beobachtungsvorgang ma za zadanie sprawdzić, czy podejrzenia są słuszne, a prokuratura może korzystać z wszystkich narzędzi jakie posiada: przesłuchiwanie świadków, żądania wydania dokumentów, występowanie o pomoc prawną do innych państw.
W odniesieniu do katastrofy smoleńskiej niemieccy śledczy przyjrzą się, czy nie doszło do aktu terroru. Niemieckie prawo, konkretnie artykuły 89a i 89b kodeksu karnego, zezwala państwu niemieckiemu na badanie wszystkich zdarzeń, w których jest podejrzenie ataku terrorystycznego (np. dokonanego przez służby specjalne innego państwa), nawet jeśli jedynymi ofiarami są cudzoziemcy.
O wszystkim poinformowano oficjalnym pismem mec. Hamburę, który w Niemczech spotkał się w tej sprawie z ministrem sprawiedliwości.
Pierwsze pytanie. Czy Niemcy to banda oszołomów, którzy z byle powodu uruchamiają służby państwowe, i to w tak delikatnej, międzynarodowej sprawie, nie mając choćby rzetelnych domniemań i poszlak?
Pytanie drugie. Czy powodem ruszenia z tym śledztwem może być raczej podejrzenie głównego sprawstwa po stronie Rosji, czy kogoś z Polski? Co byłoby dla Niemców kosztowniejsze?
Może to drobiazg, może potwierdzą wersję "trojki smoleńskiej", czyli Anodiny-Millera-Laska? Można i tak myśleć. Tylko po co mieliby to robić?
Decyzja o takim postępowaniu jest gestem politycznym, a niemiecka prokuratura raczej głupotami, opisywanymi i opowiadanymi w polskojęzycznych mediach i przez polskojęzycznych funckjonariuszy państwowych zbyć się nie da. I na pewno nie doszło by do niej, gdyby wybory wygrał kto inny.
Oj, strach teraz znać Tuska i Komorowskiego?