karlin karlin
694
BLOG

Kto Rosjan nie kocha, a kto ich rozumie

karlin karlin Polityka Obserwuj notkę 13

Zręcznie to zostało pomyślane, a czy zręcznie zostanie przeprowadzone, zależy już także, a może nawet przede wszystkim od nas.

Omdlewająca przez lata w ramionach Putina wladza, nasza kochana, tak się w nagłym, wzbudzonym niekorzystnym  dla ich zachodnich sponsorów rozstrzygnięciem wojny oligarchów na Ukrainie, antyrosyjskim olśnieniu zacietrzewiła, że aż w końcu trzeba było Donalda Tuska, dla jego własnego dobra, ewakuować w głąb Europy. A drogiego Bronisława prawdopodobnie dopiero wierny szogun odwiódł od pomysłu przykładnego zbombardowania Budy Ruskiej.

Żarty żartami, ale jakoś przecież tę falę antyrosyjskich nastrojów oraz towarzyszącego im strachu trzeba było zagospodarować. Przy okazji wmontowując dobroduszną opozycję w "popieranie władzy". Wszystko jest więc logiczne, uzasadnione, a biorąc pod uwagę interesy części sponsorów, wręcz nieuchronne. Tylko bez przesady.

Bo cały czas przecież trzeba dbać o to, żeby emocje strzyżonych były tyleż gwałtowne, co łatwe do opanowania, i tak ugruntowane, a co za tym idzie podatne na zmiany, jak poczucie praworządności u rozgrzewanych, kiedy tylko trzeba, sędziów.

Władza nie mogła, ot, tak sobie, nagle przestać utyskiwać i narzekać na Rosję i Putina, tym bardziej, gdy ten ostatni raczej eskaluje swoje awanturnictwo, a porozumienia zawiera tylko po to, żeby je demonstracyjnie łamać, więc władza narzeka. Ktoś jednak musiał się zająć strzyżonymi, żeby z biegiem czasu nie zaczęli sobie przypominać, kto od samego początku ostrzegał przed rosyjskimi snami o imperium i tęsknotą za ZSRS.

A w dodatku zbliżały się wybory, zaś formalność, formalnością, ale rosnące koszty bezczelności w dosypywaniu, odsypywaniu i "prawidłowym zliczaniu" kartek wyborczych zaczynały denerwować już nie tylko pragnących uchodzić za żelaznych egzekutorów fikcyjnej demokracji w Polsce, lecz - co gorsza - mogły rozzłościć ich, jeszcze bardziej przywiązanych do pozorów - zagranicznych mecenasów. W efekcie sięgnięto do starych, wypróbowanych rozwiązań.

Władza nadal popisuje się swoim, groteskowo wybiórczym i pasującym jej jak frak fornalowi, patriotyzmem, a zadanie ogłupienia strzyżonych zlecono czemuś, co dla ułatwienia nazwijmy "narodową prawicą", z góry wszystkich uczciwych ludzi, którzy pragną się do niej zaliczać, za ten termin przepraszając.

Bo w tym kontekście, w jakim go używam, jest to twór szczególny, niekoniecznie i nie zawsze mający coś współnego z jakkolwiek rozumianymi, polskimi interesami narodowymi, czy z prawicą lub patriotyzmem. Grupujący obrońców Polski przed banderowcami 70 lat temu na Wołyniu, która to obrona ma oznaczać kategoryczny brak wsparcia dla Ukrainy w jej obecnym starciu z Rosją.

A także sypiących święte szańce wokół substancji narodowej, zagrożonej syjonistycznym imperializmem londyńskich i nowojorskich bankierów. Wobec którego na przykład miliardy, tracone przez Polskę rocznie choćby na, wynegocjowanym przez ludycznego, a więc bardziej "narodowego" od zięcia żydowskiego poety, Strażaka Waldka, kontrakcie gazowym z Rosją, są nie tylko mało ważne, ale wręcz można je uznać za inwestycję w ostatnią rubież i jedyną szansę ocalenia słowiańskiej strzechy przed tymi, którzy podobno tych Protokołów nie napisali.

W sumie, twór będący klubem wszystkich, którzy może bezpośrednio do umiłowania Rosji nie namawiają, ale zawzięcie walczą ze wszystkim, co Rosji może szkodzić, a nawet nie sprzyjać. Bez końca przekonując, że to normalny, zwyczajny kraj, prowadzący normalną, zwyczajną politykę. Z którym można się normalnie, z korzyścią dla Polski dogadać. No chyba, że komuś się zachce polecieć do Tbilisi. A nawet, jeśli w tym aspekcie czasami dla Polski szkodliwy, to i tak dużo, dużo mniej, niż inni.

Nie władza tu jest najgorsza, nie władza, sugerują. Choć jej kult londyńskich bankierów od dziesięcioleci ściąga na Polskę nieszczęście. Najgorsi są ci, którzy nie mając dowodów wierzą, że Rosja, współczesna Rosja, zamordowała im najbliższych. I w ten sposób blokują prawdziwe z Rosją pojednanie, z korzyścią dla obu krajów i narodów. Dla ich potęgi. A byłoby to przecież coś zupełnie nieporównywalnego do tego, co robi Orban.

Ich działalność to granie na emocjach i solidna dawka chaosu. Mieszanie słusznych postulatów z bredniami, lub stawianie tych pierwszych w kompromitującym je czasem zupełnie, tak w Polsce, jak za granicą, kontekście. Ile z tego wynika ze słabości umysłów zaangażowanych w to ludzi, a ile z absolutnie niewątpliwej, manipulacyjnej i starającej się wszystkim kierować prowokacji, nie chce przesądzać. Niech każdy z nich sam to w swoim sumieniu rozstrzyga.

Bo oglądanie i próba zrozumienia na przykład kogoś, kto gromkim głosem domaga się zakazu rajdu szlakiem Bandery po Polsce, a kilka lat później uważa, że pozwolenie na rajd dla jawnych i zadeklarowanych miłośników Stalina i Związku Sowieckiego to żaden problem i nie należy "dać się sprowokować", ani przesadzać, już mnie męczy.

Moim zdaniem, sytuacja dojrzała chyba do tego, żeby w Polsce powstał jawny Klub Rosji, grupujący najodważniejszych z miłośników tego kraju, a tym bardziej wstydliwym i skrytym przydzielający coroczne nagrody i honorowe członkostwo. Niech sobie wybiorą za siedzibę na przykład knajpę "Sowa", w końcu oni też uważają, że Polska bez obcego protektoratu to "ch..., dupa i kamieni kupa", a zawiązanie Klubu ogłoszą w jakiejś dziurze na miarę współczesnej Targowicy. I tak wszyscy wiedzą, że akt tamtej Konfederacji napisano i ogłoszono w Moskwie. Jak sto kilkadziesiąt lat później Manifest Lipcowy.

karlin
O mnie karlin

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka