Kolejny, po Sławku Nowaku, miłośnik drogocennego czasu, ulubiony ostatnio MIś Pani Premiery, Kamiński, ma problemy, bo zainteresowała się stanem jego nadgarstka prokuratura.
Co oni mają z tymi czasomierzami? Jakieś genetyczne uwarunkowania po ich, jak się zdaje, nie tylko mentalnych, protoplastach? A może im się, w tym ostatnim przypadku, nazwiska pomieszały?
Popisywanie się luksusowymi czasomierzami, na które większości z nich, z ich oficjalnych dochodów na pewno nie stać, po to tylko, żeby każdy z ferajny wiedział, że na oficjalne dochody to oni, zgodnie z mafijnym rytem i na pohybel frajerom, srają?
A przy okazji ukrywanie tych zakupów w rozmaitych deklaracjach, żeby nikomu z towarzyszy nie umknęło, że i na podatki oraz skarbówkę również się kompanion demontracyjnie odlewa?
Wszystko git, tyle tylko, że genetyka i kulturowa spuścizna mają swoje prawa. W środowisku, sięgającym korzeniami do tego, między innymi, sowieckiego sołdata na dachu Reichstagu, któremu w oficjalnej wersji zdjęcia fotograf musiał te zegarki wyretuszować, zasada retuszu bywa czasami boleśnie egzekwowana.
Tym bardziej, że nie wszyscy pamiętają, gdzie, kiedy i co może być widoczne, zaś reguły etykiety zmieniają się na przykład w zależności od tego, na co aktualnie wskoczy lub co wytnie (z dykty) Pan Prezydent. No a powszechne w ferajnie pożądanie drogocennych gadżetów rodzi także powszechną, nieuniknioną zawiść.
Ale to przecież tylko Prima Aprilis!
705
BLOG
Komentarze