Znaki na niebie, a potem na ziemi.
W hali wyremontowanego nie tak dawno, za co najmniej kikadziesiąt milionów, na Euro 2012, Dworca Wschodniego w Warszawie, zwalił się na podłogę kawałek sufitu o powierzchni ok. 70 metrów kwadratowych. Dzięki Bogu, było to o 4 nad ranem i - podobno - nikomu nic się nie stało.
Tutaj już naprawdę nie ma co komentować, tak jak w przypadku czwartkowego pożaru na Stadionie Narodowym podczas konferencji pod specjalnie chyba dobranym tytułem - "w obronie miejsc pracy najciężej poszkodowanych osób niepełnosprawnych”.
Wydaje mi się jedynie, że te dwa symbole reguł, rządzących naszą rzeczywistością w ostatnich latach, powinny stać się jednymi z głównych punktów kampanii wyborczych opozycji.
Wizje lecącego z nieba "Zielonej Wyspy", prosto na nasze głowy, kilkusetkilogramowego frgamentu sufitu, oraz krzyki przerażenia niepełnosprawnych podczas kompletnego chaosu, nazywanego w III RP dla niepoznaki "akcją ratunkową", bardziej przemówią do wyobraźni wielu, niż WSI, SKOKi, czy nawet kolejne raporty na temat Smoleńska.