karlin karlin
664
BLOG

Początek i koniec w Singapurze - WTA Finals

karlin karlin Rozmaitości Obserwuj notkę 31

Przed nami ostatni akcent sezonu w kobiecym tenisie.

Turniej czołowej ósemki, po raz pierwszy w Singapurze - WTA Finals (20 - 26 X).

To końcówka sezonu, wszystkie Panie jadą już na oparach luksusowych perfum, a na kontuzje oficjalnie narzekają co najmniej cztery z nich, najmocniej Williams i Ivanovic.

Ile w tym jest prawdy, a ile pretekstu, pozwalającego odpuścić ostatnie turnieje i chociaż trochę odpocząć przed Wielkim Finałem, które z nich zrezygnują, a które mimo wszystko zdecydują się grać, choćby tylko jeden, dwa mecze, zobaczymy prawdopodobnie dopiero na miejscu. W WTA Finals punkty i duże pieniądze dostaje się nawet za przegrane spotkania.

Rezerwowe Kerber i Makarowa czekają, ale na razie - lista oficjalna.

Serena - tradycyjna, "murowana" faworytka i zarazem równie wielka niewiadoma, coraz częściej ostatnio narzekająca na kontuzje. W pełni świadoma lśniących, wilczych oczu, wyczekujących w gęstniejącym wokół niej mroku nieuchronnego i coraz bliższego końca kariery.

Zejść ze sceny na własnych warunkach, jak to zrobiła kiedyś na przykład Graf lub Hingis, czy doczekać aż skoczą, a ja już nie zdołam się obronić?

Petra - od trzech lat chyba najbardziej kapryśna ze ścisłej czołówki. Moim zdaniem, o największym potencjale, aby w koncu zdetronizować Serenę, i to nie tylko przy wsparciu słabości Amerykanki, lub po jej przejściu na emeryturę.

Do ostatnich kłopotów Azarenki prawdopodobnie najmocniej również uzależniona od nałogu komplikowania sobie, rzutujących na jej karierę sportową, relacji męsko-damskich. Na szczęście dla niej, w tym roku rozstała się z Belmondo czeskiego tenisa, a ponieważ nie znalazła jeszcze równie toksycznego następcy, pewnie trochę z nudów wzięła się na poważnie za trening.

Efektem nie tylko ponowna wygrana w Londynie i skok w rankingu, ale i szansa na taki mecz z Sereną, jeśli tamta jeszcze zdoła się do Singapuru odpowiednio przygotować, że wszyscy milośnicy bombardowania kortu wylądują w ósmym niebie, a przekazanie berła w kobiecym tenisie będzie tak bardzo symboliczne i efektowne, jak to się tylko da zrobić.

Ciekawe jednak, na jak długo starczy jej determinacji?

Maria - najgłośniejszej gwieździe światowego tenisa nie przeszkadza w sportowej karierze ani Grigorij, ani Władimir, choć temu pierwszemu poświęca czas prywatnie, a temu drugiemu - na przykład podczas Igrzysk w Soczi - służbowo. Nie wdając się w mało uprawnione dywagacje, przyjmijmy po prostu, że są to mężczyźni, którzy pozwalają jej się skupić na tym, co jest dla niej najważniejsze.

W tym sezonie, po świetnym okresie gry na ziemi, miała co prawda obniżkę formy, ale jej ostatnie występy oraz doświadczenia z lat ubiegłych każą przypuszczać, że do Singapuru raczej będzie przygotowana bardzo dobrze. A to oznacza, że obok Sereny i Petry znajdzie się w gronie głównych faworytek i - razem z Czeszką - kandydatek do przejęcia tronu.

Mało kto lubi lodowatą gwiazdę tenisa z Syberii, ale warto podkreślić, że obok przeciwpancernej psychiki i doskonałej kondycji ona wciąż, mimo tylu lat występów i sukcesów, ma ochotę i potrafi doskonalić swoją grę. Dla mnie symbolem może być chociażby przegrany co prawda przez nią mecz z Kerber w Londynie, w którym jednak pokazała momentami tak rewelacyjną grę w defensywie, o jaką nigdy bym jej nie podejrzewał.

Simona - największa sensacja ostatnich dwóch lat w kobiecym tenisie. Fenomenalna defensywa, szybkość, znakomita płynność gry i swoboda w przechodzeniu z obrony do kontry i ataku. W wielu meczach bardzo dobrze się to oglądało. No i mądre kierowanie swoją karierą. Nie oszczędzanie na najlepszych fachowcach, za to oszczędzanie swojego zdrowia poprzez roztropny, "minimalistyczny" kalendarz występów.

I jedno, zasadnicze pytanie. Czy ta drobna dziewczyna jest w stanie wytrzymać tak eksploatujący styl gry, jaki preferuje, i utrzymać się na pułapie, na który się wdarła? Moim zdaniem, może mieć z tym problemy, a druga połowa tego sezonu pokazała nie tylko obniżkę formy, ale i pewne oznaki przemęczenia. W efekcie naprawdę bardzo trudno przewidzieć, w jakiej dyspozycji zjawi się w Singapurze.

Otwarte pozostaje także inne pytanie. Czy w przyszłości będzie ją stać na znaczącą zmianę stylu gry? Nie tyle może w stronę agresji, bo do oparcia na tym swojej gry nie ma po prostu warunków, co większej róźnorodności? Jednego w jej wypadku można być pewnym. Ona na pewno spróbuje.

Gienia - Barbie pachnąca żywicą. Ale z turbodoładowaniem na paliwo stałe, ciekłe i niekonwencjonalne. Najmłodsza, o czym warto pamiętać, nie tylko z ósemki, ale i co najmniej z pierwszej dwudziestki rankingu. Już gwiazda, ale przyszła obergwiazda mediów. I to bez Photoshopa.

Dla jednych jej niewątpliwe, tegoroczne sukcesy to przede wszystkim efekt owego turbodoładowania, inni dostrzegają także umiejętność momentami doskonałego rozgrywania, a przede wszystkim prowadzenia akcji. Dla mnie, o ile ominą ją poważniejsze kontuzje i nie "zwiariuje" na punkcie gwiazdorzenia, za 2-3 lata może rozdawać karty w ścisłej czołówce.

A wszystkim, narzekającym, a to na schematyzm w jej grze, kiepską defensywę, a to na czasem niezborne, "drewniane" poruszanie się po korcie przypominam, że w jej wieku Szarapowa poruszała się jeszcze gorzej, a o Simonie nikt w kontekście jakiejkolwiek czołówki nawet nie myślał.

Razem z Simoną będą w WTA Finals debiutantkami, i choć także w wypadku Gieni ostatnie występy nie wskazują na znakomitą formę, to jednego, biorąc pod uwagę obie dziewczyny, należy z całą pewnością oczekiwać. Debiutując w tak prestiżowym turnieju, jeśli tylko zdrowie pozwoli, prędzej wyprują z siebie ostatnią żyłkę do tenisa, niż odpuszczą. 

Ana - w jej wypadku, podobnie jak u Petry i Marii, ostatnie tygodnie pokazują na naprawdę wysoką, rosnącą formę. Dla Serbki to powrót do Finals po sześciu latach, coś w rodzaju ponownego debiutu. Kto wie, czy nie bardziej mobilizujący, niż ten pierwszy, w 2007 r. Wtedy to byl po prostu piękny sen 19-latki, a teraz udało jej się coś - przede wszystkim sobie samej - ale i wszystkim, krytykującym ją, nierzadko słusznie, za marnowanie talentu, udowodnić.

Zwolennicy pięknej Any dzielą się z grubsza na takich, których fascynuje przede wszystkim jej uroda, oraz na dostrzegających u niej również niezwykle naturalny i zabójczy forhand. Ja, nie kryjąc satysfakcji z oglądania ładnej dziewczyny na korcie, podziwiam u niej także siłę charakteru i determinację, aby wygrzebać się z solidnego, jak na jej talent, dołka, w jaki po zachłyśnięciu się sukcesami, statusem gwiazdy, pieniędzmi oraz zawsze chętnymi do umilania życia takim dziewczynom, "bawidamkami", wpadła na dobrych kilka lat.

Karolina - najbardziej polska z niepolskich gwiazd kobiecego tenisa. Uwiebiająca wysłuchiwać niekończących się, i niezrozumiałych dla nikogo, poza nią i Polakami, tyrad jej Ojca podczas coachingu. Jej trener od przygotowania fizycznego jest Polakiem, jej główną sparingpartnerką jest Marta Domachowska, która opowiada, że podczas tych sparingów trenuje tak ciężko, jak nigdy dotąd w swojej karierze. Czego więcej trzeba, żebyśmy zaczęli zazdrościć Duńczykom?

Tym bardziej, że ta dziewczyna, trochę jak Ana, także pokazała w tym roku siłę charakteru. Porzucona, niemalże przed oltarzem, publicznie, przez narzeczonego z kijem golfowym zamiast klasy, szybko się pozbierała i skupiła na tym, co jej do tej pory wychodziło najlepiej. Zamiast celebryctwa, ciężki trening, i w efekcie w kilka miesięcy kilkanaście miejsc do góry w rankingu, no i po drodze do WTA Finals, finał US Open.

Podobne pytanie, jak w wypadku Petry - na jak długo?

Ostatnio nie grała najlepiej, ale dopiero w Singapurze przekonamy się, czy to zmęczenie szalenie instensywną dla niej, drugą połową sezonu, czy oszczędzanie sił przed finałem Ósemki.

Agnieszka - wszystko zależy od tego, jak wykorzystała przerwę od jej ostatniej wpadki na turnieju w Pekinie. Czy tak, jak rok temu przed Stambułem, czyli właściwie nie wiadomo na co, choć zapewne było tam już miejsce na sentymentalne czary-mary z jej przybocznym Druidem, czy na solidny trening? Prawie trzy tygodnie, jakie miała, to naprawdę sporo czasu.

Jeśli by udało jej się odbudować formę do poziomu z nie tak przecież dawnego Montrealu, szanse na wyrównane mecze, a nawet wygraną z Gienią, Simoną, Aną czy nawet Karoliną można uznać za spore. Ale raczej tylko z nimi. Jak widać, dużo będzie więc jeszcze zależało od losowania, które odbędzie się w sobotę.

Bo, oczywiście, z dyspozycją np. z Pekinu nie ma czego w Singapurze szukać.

No i najważniejsze pytanie - co dalej?

Agnieszka ma 25 lat i właśnie mija ostatnie znaki alarmowe, za którymi odwrót może się okazać po prostu niemożliwy. Pewne zaniedbania i błędy szkoleniowe mają zwyczaj kumulowania się i przechodzenia w nawyki, z którymi już nic się nie chce, a potem nie da zrobić.

Czy dwa lata ewidentnego, choć na razie powolnego obsuwania się w dół, nie tylko w rankingu, ale przede wszystkim z przygotowaniem fizycznym, formą i coraz wyraźniejsza szamotanina ze stylem gry, skłonią do refleksji i zmian?

Czy też znowu usłyszymy jedynie o "przejściowych trudnościach" w najlepszym z możliwych, prawie idealnym układzie? Jeśli tak, przyszły rok może być jeszcze gorszy.

No to wszystkim dziewczynom na dobry początek Finałów w nowym miejscu:

 

 

karlin
O mnie karlin

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości