Jeśli PIS-owi rzeczywiście uda się wygrać wybory i rzeczywiście, a nie w malowanym nie wiadomo czym, na drzwiach publicznego szaletu sojuszu, przejąć wladzę, głównym punktem jej programu i najważniejszym zadaniem powinna być obronność i armia.
Boże nas Wszechmocny broń, żeby to były hasła w rodzaju "gospodarka głupcze" lub inne, mętne aż do tyłozgięcia karku zaklęcia, jak "praworządność", "sprawiedliwość społeczna" i tak dalej.
Po pierwsze, czas takiego, absolutnie słusznego, ale obecnie nie na miejscu mamrotania już minął. W tej chwili wygra z całą maszynerią III RP tylko ktoś, kto będzie w stanie wykorzystać nieprzebrane pokłady strachu, jakie owa maszyneria zaimplementowała mieszkańcom Tuskolandii.
Lęku przed Rosją, przed wojną, przed zdradliwymi sojusznikami, itd. Lęku, bliskiego dziś materializacji jak nigdy dotąd od lat kilkudziesięciu. A którego zarządzaniem opozycja musi się wreszcie na serio zająć, i którego powinna przestać się obawiać.
Po drugie, uporządkowanie z punktu widzenia suwerennego państwa, a nie jakiegoś priwislanskiego kraju czy saisonstaat, całej sfery obronności, restrukturyzacja (kadry!!!) armii, powołanie i budowa - na serio - obrony terytorialnej, rzeczywiste wyciągnięcie z zapaści polskiego przemysłu obronnego, to jedna z najlepszych dróg na ożywienie i uzdrowienie polskiej gospodarki.
Poza tym doświadczenia, zdobyte w tych działaniach, jak i przykład z nich płynący dla innych, mogą być w pozostałych sferach polskich spraw publicznych wprost porażające.
Dla nas wszystkich będzie ważne i to, że wzmacnianie obronności kraju jest działalnością stosunkowo łatwo kwatyfikowalną, dającą się kontrolować i w relatywnie niewielkim stopniu podlegającą tłumaczeniom w rodzaju - "chcieliśmy dobrze, ale kryzys, konkurencja itd."
Dla wyciągnięcia Polski z zapaści, a może nawet, kto wie, czy nie dla - po prostu - jej ocalenia, trzeba teraz prostych, czytelnych i mobilizujących idei. Jeśli mobilizujących przy okazji rozmaite peszki do "spierdalania" z Polski, tym lepiej. Kompromisy, o ile będą konieczne, mogą dotyczyć wyłącznie środków wiodących do ich realizacji, ale w żadnym wypadku samych celów czy idei.
Tak, zdaję sobie sprawę, że największą przeszkodą na tej drodze może być aktualny lokator Belwederu. Lokator, który pozuje w tej chwili na Pierwszego Obrońcę Polski, rzecznika armii i generalissimusa wojsk wszelakich. A spod obrony którego radziłbym uciekać wszystkim, którzy takiej obrony serio wyczekują.
Dlatego właśnie piszę o warunku - bagatela - rzeczywistego zwyciestwa w wyborach i rzeczywistego przejęcia władzy. Najlepiej, także w Belwederze. Ale nawet gdyby sie nie udało, to nie musi być większość konstytucyjna czy pozwalająca na spokojne odrzucanie prezydenckiego weta.
Moim zdaniem, może wystarczyć systematyczne mówienie "sprawdzam" płynącym z Belwederu gorącym deklaracjom na rzecz polskiej obronności. Aż po - jeśli zajdzie potrzeba - kres tego testu w postaci impeachmentu.
Tak, wojny trzeba się obawiać i lęk społeczeństwa przed nią umiejętnie wykorzystywać, a nawet wzmacniać. Do tego stopnia i w taki sposób, aby zgodziło się ono na maksymalne podniesienie, powyżej progu akceptowalnego ryzyka, kosztów ewentualnej agresji na nasz kraj dla każdego, komu by przyszła na to ochota.
W świecie spedalonych miłośników, odrealniających wojnę, gier komputerowych z jednej, a dysponentów gigantycznych, zardzewiałych zagonów z drugiej strony, to jest - wbrew pozorom - do zrobienia.