karlin karlin
462
BLOG

Pieniądze zniszczą czy oczyszczą tenis?

karlin karlin Tenis Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Światowe rozgrywki tenisowe to coraz większe pieniądze. Od czasu do czasu odzywają się też, zwłaszcza u nas, w naszym, polskim, komentatorskim grajdole narzekania i lamenty, że tych pieniędzy za dużo, że jak tak może być, żeby dawni mistrzowie, kiedyś, zarabiali tak mało, a ci nowi... Słowem, kiedyś to był prawdziwy tenis, a teraz degeneracja i tylko szmal się liczy.

Szczerze mówiąc, był to dla mnie i jest przede wszystkim przykład jeszcze jednej formy tresury polskojęzycznego wstydu, kompleksów i wygodnej do użycia przy odpowiedniej okazji zawiści. Tym bardziej, że te kuriozalne pretensje są zgłaszane wobec wysokości jawnych, podawanych do publicznej wiadomości premii dla zawodników za zwycięstwa w poszczególnych zawodach. Pieniędzy, których nikt nikomu nie ukradł, nie dostał z kaprysu darczyńcy, ale je talentem i ciężką pracą zarobił.

Co ciekawe, strażnicy "czystości" i "harcerskiej dobroczynności" w tenisowych zawodach w ogóle nie komentują monstrualnych pieniędzy, jakie gwiazdy dostają w kontraktach reklamowych. Choć przecież z całą pewnością płacące za te kontrakty firmy muszą to sobie jakoś odbić na swoich klientach.
 
Ale niech tam, zostawmy zaglądanie do cudzych portfeli i portmonetek ludziom wynajętym lub o mentalności drobnych, marzących o przejęciu nad tymi skarbonkami kontroli cwaniaczków. Ja nie mam z tym żadnego problemu, jeśli tylko coraz większe pieniądze trafiają do zawodników za dobrą i coraz lepszą grę oraz za autentyczną rywalizację. 

Natomiast jest pewien nurt obiegu pieniędzy w sporcie, w tym także w tenisie, który mnie do tej pory poważnie niepokoił. Dlaczego do tej pory, o tym na końcu notatki.

To rosnące znaczenie parasportowych, cyrkowych pokazówek, za które zaczyna się płacić zawodnikom wręcz kuriozalnie wielkie pieniądze. Jeżeli Rafael Nadal za kilka meczów pokazowych w przewie między sezonami dostaje 10 milionów dolarów, czyli niewiele mniej, niż zarobił za grę w całym sezonie, to jakieś proporcje, jakiś porządek rzeczy, przynajmniej dla mnie, zostają naruszone w sposób zasadniczy. 

I znowu, ktoś mógłby powiedzieć, no i co z tego? Są sponsorzy, chętne do płacenia firmy, ludzie, którzy chcą ten cyrk oglądać, więc w czym problem? 

Po pierwsze, zawodnicy w takich spektaklach tylko grają rolę sportowców, a nie naprawdę rywalizują, co może prowadzić do dziwnego wniosku, że udawanie czegoś bardziej popłaca. Historycznie i finansowo rzecz biorąc, wszystko się zgadza. Siedzący Byk z pewnością więcej zarobił występując w rewii Buffalo Billa, niż na swoich wojnach. Ale wątpię, czy ktoś chciałby mu to powiedzieć stojąc z nim, bez broni, twarzą w twarz.

A po drugie, rozbudowa tej cyrkowej infrastruktury zaczyna już zagrażać normalnemu funkcjonowaniu sportowej rywalizacji. Najlepszym tego przykładem jest ostatni projekt hinduskiego tenisisty, Mahesha Bhupathiego - International Tennis Premier League. 

Liga zostanie rozegrana w dniach 28 listopada - 20 grudnia w pięciu miastach - Hong Kongu, Bangkoku, Bombaju, Kuala Lumpur i Singapurze. Każda z ekip, przypisana jednemu z tych miast, będzie dysponować budżetem w wysokości 10 mln dolarów i w ramach tej kwoty musi zakontraktować od sześciu do dziesięciu tenisistów: singlistów, singlistki i byłe gwiazdy tenisa. Rodzaj aukcji lub licytacji zostanie rozgrany już niebawem.

Singliści, debel i mikst będą rywalizować tylko w jednym secie, do sześciu wygranych gemów, tie break nastąpi przy stanie 5:5, a w gemach nie będzie gry na przewagi. Przy stanie 40:40, pierwszy zdobywający punkt wygrywa, jak to ma miejsce w deblu. Każdy z meczów turnieju zostanie podzielony na pięć setów – po jednym singla mężczyzn, singla kobiet, debla mężczyzn oraz miksta. Jeżeli po czterech partiach będzie się utrzymywał remis, o wyniku końcowym zadecyduje pojedynek byłych gwiazd tenisa.

Bhupathiemu udało się zgromadzić na swoje przedsięwzięcie gigantyczne pieniądze i w efekcie największe gwiazdy będą mogły liczyć na ponad milion dolarów za jeden mecz, czyli góra trzy sety (po jednym w singlu, deblu i mikście). Przypominam, że nagrody powyżej miliona dolarów dostają w normalnych rozgrywkach zawodnicy za finał lub zwycięstwo w turnieju Wielkiego Szlema, czyli po wygraniu, a nie tylko rozegraniu sześciu - siedmiu pełnowymiarowych spotkań. 

Ochotę wzięcia udziału w ITPL wyraziło już ponad 70 tenisistów, w tym między innymi Agnieszka Radwańska.

Warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, na kompletnie jarmarczne, nie mające nic wspólnego z normalnymi zasadami profesjonalnego tenisa, reguły gry w ITPL. Po drugie zaś, co jest o wiele ważniejsze, na termin. Oznacza on bowiem dla tych wszystkich, którzy się zdecydują na udział w tym przedsięwzięciu, wyłączenie prawie miesiąca z najważniejszego okresu przygotowawczego przed nowym sezonem.

Okresu przeznaczanego między innymi na wyleczenie kontuzji i urazów oraz przygotowanie fizyczne - wytrzymałościowe i siłowe. Przygotowanie, na które, o ile ktoś mówiąc brutalnie, nie jedzie na koksie, jest czas praktycznie wyłącznie o tej porze roku. Nie da się tego przeprowadzić w samolotach, hotelach oraz podczas wesołej zabawy na korcie. Bardzo chętnie zobaczę osiągnięcia i wyczyny w 2015 r. tych wszystkich, którzy się na udział w ITPL zdecydują.

Kto wie, czy nie będzie nam mogła o tym opowiedzieć w 2015 r., na przykład narzekając na to, że z zupełnie jej nie znanych powodów nogi nie chcą biegać, a ręce machać rakietą - Agnieszka Radwańska.

I tu jest właśnie pora na wyjaśnienie, dlaczego w tej chwili nie jestem już całkiem pewien, że taki napływ pieniędzy do tenisa, pod warunkiem oczywiście ze nie jest to początek przerabiania w całości tej dyscypliny na coś w rodzaju rozgrywek MMA lub zawodowego boksu, musi tej dyscyplinie wyłącznie zaszkodzić. 

Jeśli bowiem okaże się, że będzie to przyspieszony schyłek lub wręcz koniec kariery rozmaitych gwiazd i gwiazdek, dla których pazerność liczy się bardziej od sportowych ambicji, to właściwie czemu nie? Niszcząc sobie szanse na grę na najwyższym poziomie w następnym sezonie, zwolnią miejsca dla tych bardziej ambitnych, czy jeszcze nie tak spełnionych, że już im się więcej nie chce. 

Przyspieszona wymiana pokoleń, napływ świeżej krwi, czego więcej może fan tej dyscypliny oczekiwać? Gigantyczna kasa jako strumień oczyszczający tenis z wyłącznie lub przede wszystkim biznesujących na tym sporcie? Czemu nie.

A że przy okazji my możemy stracić swoją największą, tenisową gwiazdę?

Jej wybór. Nam zostaną tylko komentarze.  

karlin
O mnie karlin

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport